Recenzja filmu „Niedosyt” w reżyserii Carlo Mirabella-Davis.
Zaburzenia odżywiania nieczęsto goszczą na dużym ekranie (piszę to z wiarą, że do kin jeszcze wrócimy, i to już niebawem). To trudny temat, z którym nie każdy chce się zmierzyć w ramach spędzania wolnego czasu. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ten problem nas otacza i to na coraz większą skalę. Tym bardziej cieszy fakt, że kino znajduje swoje sposoby na opowiadanie o tym zjawisku. Dla reżysera Carlo Mirabella-Davisa zaburzenie odżywiania głównej bohaterki stało się ważnym punktem w opowieści o świecie, w którym patriarchat wciąż ma się świetnie, ale także o kontroli nad ciałem i kobiecej emancypacji.
Hunter (genialna w tej roli Haley Bennett) wiedzie życie idealnej pani domu. Ma męża, który pochodzi z bogatej rodziny, dzięki czemu młoda para ma spore wsparcie na nowej drodze życia. Kobieta mieszka w pięknym i luksusowym domu na uboczu, otoczona designerskimi przedmiotami. Dni mijają jej na dekorowaniu miłosnego gniazdka, gotowaniu i czekaniu na powrót męża z pracy (w tej roli Austin Stowell). Swoje życie postanowiła dedykować nieustannemu upewnianiu się, czy jest szczęśliwy i czy kocha ją bezwarunkowo. Dopełnieniem idealnego obrazka ma być informacja o tym, że Hunter jest w ciąży. Jednak kiedy w ciele kobiety pojawia się nowe życie, bohaterka zaczyna czuć strach i niepewność. Iluzja, w której do tej pory żyła, zaczyna się rozpadać. To zbiega się w czasie z pojawieniem się niekontrolowanej i obsesyjnej chęci do połykania przedmiotów, które znajdują się w jej otoczeniu i są niejadalne dla człowieka.
Pełnometrażowy debiut Carlo Mirabella-Davisa uważam z perspektywy czasu za jeden z najciekawszych filmów 2019 roku. Niestety w wyniku pandemii miał dosyć krótką ścieżkę dystrybucji kinowej, co mogło spowodować, że wiele osób jeszcze tego filmu nie widziało (można go znaleźć na wybranych platformach VOD). W Polsce tytuł był gatunkowo komunikowany jako horror, co także mogło zniechęcić niektórych potencjalnych odbiorców. Niedosyt wydaje się jednak bardziej thrillerem psychologicznym z elementami dramatu, zaprawionym kilkoma bardziej drastycznymi scenami związanymi bezpośrednio z przypadłością głównej bohaterki, które faktycznie mogą budzić odrzut od ekranu.
Amerykański reżyser w kilku wywiadach podkreślał, że inspiracją przy tworzeniu fabuły była dla niego historia jego babci, która była typową gospodynią domową z lat 50. Przez większość czasu tkwiła w nieszczęśliwym małżeństwie, w którym nie mogła liczyć na miłość i wsparcie. Jak przypuszcza reżyser, pewną próbą sprzeciwu była jej obsesja nieustannego mycia i dezynfekowania rąk. Po konsultacji lekarskiej jej mąż zadecydował, że kobieta zostanie zamknięta w ośrodku psychiatrycznym. Terapia skończyła się lobotomią, co doprowadziło do nieodwracalnych zmian w jej funkcjonowaniu m.in. utraty niektórych zmysłów. W filmie widać te wszystkie inspiracje. Hunter wygląda jak wyciągnięta z fotografii z lat 50. pani domu. Jej stylizacje i charakteryzacja przywołują na myśl bohaterki wykreowane m.in. przez Alfreda Hitchcocka, które jak wiemy często uwikłane były w bardzo specyficzne i niekiedy opresyjne relacje. Niektórzy szukają też podobieństw zarówno w historii, jak i wyglądzie bohaterki, do postaci granej przez Mię Farrow w filmie Romana Polańskiego Dziecko Rosemary. Tych inspiracji jest więcej i odnajdywanie ich stanowi dodatkową atrakcję w czasie seansu. Jednocześnie może budzić ponurą refleksję, jak niewiele zmieniło się w kwestii roli kobiety w społeczeństwie przez te kilkadziesiąt lat.
Jeśli chodzi o kwestię zaburzeń bohaterki Mirabella-Davis, zamiast wzorować się bezpośrednio na swojej historii rodzinnej, postanowił podjąć temat mniej znanego zaburzenia o nazwie pica, polegającego na spożywaniu substancji niejadalnych. Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne kategoryzuje pica wśród zaburzeń jedzenia i odżywiania się. Reżyser zobaczył kiedyś zdjęcia żołądka człowieka cierpiącego na to zaburzenie oraz artefaktów wyciągniętych z jego układu pokarmowego. Temat go zafascynował i od razu dostrzegł w nim potencjał ekranowy. Do współpracy i konsultacji zaprosił dr. Rachel Bryant-Waugh, która jest światowej klasy ekspertką w tej dziedzinie. Na postawie przedstawionego scenariusza stworzyła ona drobiazgowe studium postaci, tak jakby Hunter była jej własną pacjentką. Dzięki temu cały przebieg choroby, a także relacje głównej postaci z ekranowymi partnerami czy sceny terapii i drogi bohaterki do przepracowania głęboko zakorzenionych traum, znajdują odzwierciedlenie w realiach.
Niedosyt to opowieść o zmaganiach kobiety z opresyjnym otoczeniem, o zgubnym dążeniu do wyznaczonych kulturowo standardów życia i wyglądu. Dla reżysera bardzo ważne było dobranie do zespołu grupy specjalistek ze świata filmu, które pozwolą na przedstawienie tego tematu z kobiecej perspektywy. Nie chciał, żeby pewne niuanse zostały niewłaściwie odzwierciedlone dlatego, że zabraknie kobiecej wrażliwości i doświadczenia. Mirabella-Davis pracował z producentkami Mollye Asher i Mynette Louie (producentki jednego z Oscarowych faworytów Nomadland Chloé Zhao) i wspólnie zadecydowali o tym, kto zbuduje Hunter i świat przedstawiony. Za dobór kostiumów, które są niezwykle ważne w sportretowaniu wewnętrznej przemiany głównej bohaterki, odpowiada Liene Dobraja. Luksusową „złotą klatkę” starannie zbudowała Erin Magill. Widać jak bardzo zależało jej na tym, aby świat przedstawiony pełen był różnych barw i kształtów. Dom, w którym było bardzo dużo szklanych elementów i powierzchni, świetnie oddawał izolacje bohaterki i ograniczenia, z którymi się zmagała, a które nie były widoczne gołym okiem. Stworzyła przestrzeń z pozoru idealną i, jak to się mówi, wręcz „Instagramową”, która w swoim perfekcjonizmie budzi jednak pewien niepokój. Wszystkie te działania skupiła w soczewce i przedstawiła nam niezwykle utalentowana operatorka Kate Arizmendi. Jej wrażliwość i praca robią ogromne wrażenie.
Niedosyt to zmysłowa uczta dla oka. Dzięki szerokim planom widać jak na początku Hunter jest tylko elementem świata przedstawionego, idealnie pasującym do niego stylistycznie. Z czasem zaczynamy odkrywać emocje, które w sobie tłumi. Jest coś niezwykle uwodzicielskiego w sposobie, w jaki Arizmendi pokazuje nam przedmioty, które za chwilę będzie próbowała zjeść Hunter. Zbliżenia te mają w sobie napięcie, które w pewnym momencie ciężko znieść.
Pełnometrażowy debiut amerykańskiego reżysera zawiera w sobie więcej mikro komentarzy do współczesnego życia, które, chociaż może nie są specjalnie odkrywcze, to na pewno skondensowane tak, że nie sposób, choć na moment nie zwrócić na nie uwagi. Niedosyt jest także filmem o życiu w izolacji, której w związku z pandemią doświadczamy bardziej niż kiedykolwiek. Życie w zamknięciu, nawet w najbardziej luksusowej rezydencji może nie uchronić nas przed wewnętrznymi problemami. Mirabella-Davis prezentuje nam swego rodzaju studium samotności, które może prowadzić do poważnych problemów natury psychicznej. Coraz częściej przybierają one formę zaburzeń odżywiania. Okazuje się, że w menu, którym będziemy zaspokajać emocjonalny głód, może się pojawić wiele rzeczy, niekoniecznie jadalnych. Sam film, chociaż momentami ciężkostrawny, bardzo polecam.
Absolwentka dziennikarstwa oraz stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Założycielka stowarzyszenia Szwedzki Stół Filmowy promującego kulturę skandynawską w Polsce. Miłośniczka kinematografii, nie tylko tej z dalekiej Północy.