sfera dialogu

Z perspektywy Emilii. Niezdiagnozowana bulimia

Rozmowa z Emilią o chorowaniu na bulimię bez oficjalnej diagnozy.

13 lutego 2021 • 1 minut czytania

W sferze dialogu interesuje nas wielość perspektyw i emocji przeżywanych w różnych stadiach choroby. Rozmawiając z Emilią, odkrywamy uczucia związane z przełomem. Punktem zwrotnym, w którym pozór atrakcyjności choroby ustępuje motywacji, aby odzyskać siłę i wolność myśli. Bo jak mówi Emilia, ciało to naczynie na każdego z nas – wspaniałe narzędzie do realizowania swoich celów i zrozumienia drugiego człowieka.

Z jakimi zaburzeniami odżywiania się zmagasz?

Emilia: Moje zaburzenia nigdy nie zostały oficjalnie zdiagnozowane. Od pięciu lat uczestniczę regularnie w terapii psychologicznej. Moja psycholog ustnie przekazała mi diagnozę – bulimię. Ja nazwałabym to bulimią restrykcyjną, która polega na ograniczeniu sobie jedzenia.

Kiedy zauważyłaś, że Twój stosunek do jedzenia zaczął się zmieniać? Jak rozwijały się Twoje objawy?

E: Wszystko zaczęło się w gimnazjum, kiedy pierwszy raz byłam na diecie pod wpływem mojej trenerki tańca. To była bardzo niezdrowa dieta Dukana, czyli dieta eliminacyjna. Moim celem było schudnięcie, które udało mi się aż za dobrze. Ludzie mówili mi, że wyglądam niezdrowo.

Objawy te wróciły we wzmocnionej formie dwa lata temu. Miał na to wpływ związek z byłą już dziewczyną. Poczułam ogromny dystans do ludzi. Sama zachodzę w głowę, jak w ogóle wpadłam na pomysł, aby pierwszy raz zwymiotować. Pamiętam jednak uczucie ulgi, kiedy po raz pierwszy po dużym posiłku postanowiłam rozwiązać ten problem poprzez wymioty. Świadomą pracę nad zaburzeniami zaczęłam dopiero w tym roku.

Interesują nas różnice w doświadczaniu zaburzeń odżywiania w umyśle oraz ciele i nieprawidłowa relacja, która wynika między nimi pod wpływem pewnych doświadczeń, przeżyć, emocji.

E: Jako osoba, która przez wiele lat miała do czynienia z tańcem, zawsze byłam świadoma swojego ciała. Dlatego, gdy tylko zaczęło się zmieniać, czułam to. Kiedy zachorowałam na bulimię, zdecydowanie straciłam na wadze. Zaczęło mi być zimno. Zwykłe siedzenie na krześle czy na podłodze było nieprzyjemne. Ciało stało się o wiele bardziej wrażliwe na wiele zewnętrznych czynników. Moja skóra stała się sucha, zaczęły mi wypadać włosy.

Doświadczałam też problemów poznawczych, do dziś mam zaburzoną koncentrację. Nie mogę tego znieść, bo cenię sobie pracę umysłową, a utrzymywanie w pamięci pytania tego wywiadu czy prowadzenie zajęć z dziećmi sprawiają mi pewien problem. Uwaga czy pamięć krótkotrwała bardzo u mnie ucierpiały. Muszę wkładać dodatkowy wysiłek, aby zapamiętać daną informację, nie odpłynąć w trakcie rozmowy.

A jak odczuwałaś objawy zaburzeń, jeśli chodzi o emocje?

E: Przez długi czas tłumiłam je w sobie. Dopiero w momencie, w którym bliskie mi osoby zaczęły zwracać uwagę na zmiany w moim ciele, postanowiłam skonfrontować się z tym, co siedzi we mnie w środku. To było trudne, szczególnie że osoby z zewnątrz komentowały mój wygląd. Moja ciocia mówiła mi, że nie mogę tak wyglądać, bo nie będę się podobać mężczyznom, nie będę mogła zajść w ciążę (choć nie brała pod uwagę, że tego nie planuję). O mojej orientacji biseksualnej wiedzą mama i siostra, akceptują to.

Komentarze z zewnątrz, które są poniekąd przejawem braku akceptacji tego, kim jesteśmy, jak wyglądamy, mogą zaostrzać zaburzenia odżywiania.

E: Z tymi komentarzami to jest bardzo pokręcona sprawa. U niektórych osób dotykają one sedna tych zaburzeń. Ktoś zwraca na Ciebie uwagę, troszczy się albo ignoruje Cię, pomija. Dlatego czasem te komentarze są nagradzające, a czasem są prętem, który trafia w sam środek serca.

Oprócz nieadekwatnych komentarzy dalszej rodziny jak otoczenie reaguje na Twoje zaburzenia?

E: Przez półtora roku umiejętnie je ukrywałam. Niektóre z objawów skrywam do dziś. Wydaje mi się, że moja mama wciąż nie wie, że zdarza mi się wymiotować. Jednak rodzina reaguje na moje widoczne objawy i mówi o swoim zmartwieniu na głos, co uważam za dobre. Kiedy ktoś do Ciebie podchodzi i pyta: „Hej, czy wszystko z Tobą w porządku?” – to bardzo ważne i wiem, że powinnam to doceniać.

Czy czujesz w sobie realną chęć zwalczenia bulimii? Dużym problemem w leczeniu zaburzeń odżywiania jest znalezienie w sobie nie tylko motywacji, ale przede wszystkim prawdziwej chęci, aby z nich wyjść.

E: To się zmienia. Obecnie jestem zawieszona gdzieś pomiędzy. Wciąż coś mi się podoba w tych zaburzeniach, załatwiają mi one pewne sprawy, jak poczucie własnej wartości. Utrzymują mnie w przekonaniu, że mam cechy, które są pożądane. Moja obecna dziewczyna nakłoniła mnie jednak do działania. Przekonuję siebie, że to, co robię, jest niezdrowe i nie prowadzi mnie do tego, czego chcę w życiu. W pomoc zaangażowała się też moja mama, która znalazła dla mnie psychodietetyka. Do tego regularnie uczestniczę w terapii i po długim czasie ignorowania tematu moich zaburzeń w końcu zaczęłam rozmawiać o nich z psychoterapeutą.

Wspomniałaś o tym, że bulimia „załatwia Tobie pewne sprawy” związane z poczuciem własnej wartości. Co ukształtowało Twoją samoocenę, którą próbujesz wzmacniać poprzez pielęgnację cech społecznie pożądanych, takich jak wytrwałość czy determinacja?

E: Budowanie własnej samooceny i to, jak moi rodzice mi w tym pomagali, było wyboistą drogą. Dopiero kiedy zaczęłam się usamodzielniać, stwierdziłam, że zasługuję na pomoc i dobre samopoczucie. Za mało miałam doświadczeń, które wskazywałyby, że jestem wystarczająco dobra. Dlatego podświadomie szukałam sposobów na to, aby tę samoocenę podwyższyć. Robiłam to całkiem po omacku, nieumiejętnie.

Odkąd uczęszczam na terapię, moja wartość wzrasta i utrzymuje się na całkiem stabilnym poziomie. Choć zaburzenia odżywiania także ją podnoszą, robią to w totalnie niezdrowy sposób. Płaci się za to ogromną emocjonalną cenę, trzeba więc szukać alternatywnych dróg dojścia do tego silnego poczucia własnej wartości. To tak jakby na wykresie ktoś dorysowywał mi innym pisakiem jeszcze wyższą samoocenę. Ale okazuje się, że ten pisak nie jest dobry do życia.

To ciekawe, bo z zawodu jesteś psychologiem, poświęcasz się pracy z dziećmi, wspierasz też inicjatywę pomagającą bezdomnym. Dajesz z siebie dużo innym i potrzebujesz do tego ciała.

E: Jestem wrażliwą i empatyczną osobą, co, jak myślę, kieruje mną w pracy, ale czyni mnie też podatną na zaburzenia. Bulimia zdecydowanie negatywnie wpływa na moje życie. Brakuje mi w pracy sił, a prowadząc zajęcia z koleżanką, muszę motywować siebie do tego, aby zjeść więcej. Dzięki temu na równi z nią mogę uczestniczyć w prowadzeniu zajęć. Myślenie o jedzeniu w zaburzeniach odżywiania jest nieustanne, dlatego przed pracą planuję sobie, co mogę zjeść i o której godzinie, aby było to zgodne z tym, z czym czuję się bezpiecznie. Bulimia nie wpływa na moje motywacje, ale z pewnością w sposób praktyczny przeszkadza mi w pracy.

Czasem przełomowe jest przyznanie samemu przed sobą, że ciało to siła, której po prostu potrzebujemy.

E: Ciało to dla mnie naczynie na osobę. Zbiór cząsteczek, które nas tworzą. Przez wiele lat tańczyłam i ciało było dla mnie wspaniałym narzędziem. Zapominamy jednak, jak jest ważne i że nie możemy się bez niego obyć. Mimo zaburzeń sądzę, że ciało jest czymś super. Jest mną, pozwala mi słyszeć, widzieć innych. Robić to, co sprawia mi przyjemność. Być uczestnikiem świata.