sfera dialogu

Z perspektywy Sylwii. Doświadczenie anoreksji

Rozmowa z Sylwią o jej walce z anoreksją.

13 lutego 2021 • 1 minut czytania

W sferze dialogu pokazujemy różne sposoby doświadczania zaburzeń odżywiania. Doświadczenia Sylwii naznaczone są traumą molestowania seksualnego. Ale nie tylko. Zaburzenia odżywiania to symptom, objaw, składowa przeżyć, które ciężko zrozumieć i zobiektywizować. Terapia szpitalna, psychoterapia oraz konsultacje z psychiatrą – Sylwia w swoim leczeniu podjęła ogromną inicjatywę, dzięki której nawet chwilowe poczucie wszechmocy wynikające ze spadku na wadze nie jest w stanie zastąpić siły, która płynie ze swobodnego, zdrowego ciała.

Czy pamiętasz moment, w którym zaczęłaś doświadczać zaburzeń odżywiania?

Sylwia: Byłam nastolatką, miałam może 13 lat. Pojechałam z mamą kupić spodnie na bazar na Stadionie Dziesięciolecia. Kiedy poszłam przymierzyć jedną parę, przyszedł do mnie sprzedawca, który zaczął mnie molestować. Anoreksja oraz bulimia, na które zachorowałam, stały się moim mechanizmem obronnym, dzięki któremu moje ciało było mało kobiece, niepożądane.

Jak rozwijały się Twoje zaburzenia?

S: Od samego początku bagatelizowałam je. Nawet teraz czuję, że to robię. Sytuacja molestowania była przełomowa, ale na moje zaburzenia złożyło się też więcej mniejszych czynników. Mój ojciec zawsze chciał mieć syna, dlatego starałam się być chłopczycą, chciałam być jego ideałem. Do tego doszły rozwód rodziców, wyprowadzka taty z naszego domu. Jednocześnie, odkąd tylko pamiętam, nosiłam w sobie potrzebę bycia pierwszą, najlepszą. Moja mama zawsze dużo ode mnie wymagała. Jako nastolatka byłam druga w szkole, zaraz po mojej przyjaciółce. Rywalizowałyśmy pod wieloma względami, brano nas za siostry, miałyśmy podobne talenty. Jednak ona była tą lepszą. Kiedy mówiłam mojej mamie, że wypadam w jakimś zadaniu lepiej od niej, odpowiadała mi, abym nie oglądała się na innych. Natomiast kiedy przynosiłam do domu niższy stopień, porównywała mnie do niej. Wtedy moje zaburzenia przebiegały falami – tyłam i chudłam na przemian.

Zmagasz się z zaburzeniami od prawie 20 lat – co się zmieniło, kiedy jako osoba dorosła zyskałaś niezależność?

S: Dopiero na studiach zaczęłam wieloletnią dietę. Robiłam dyplom i jednocześnie pracowałam jako grafik w drukarni, ale praca ta bardzo mnie unieszczęśliwiała. Byłam bardzo rozczarowana i bałam się dorosłości. Zaraz po obronie pracy dyplomowej planowałam przeprowadzić się do mojego chłopaka, co dodatkowo mnie stresowało. To wtedy moja waga sięgnęła najniższej granicy, zatrzymał mi się okres. Byłam wówczas pod opieką psychiatry w związku z depresją, z którą się zmagałam. To on polecił mi, abym zgłosiła się do szpitala na oddział dzienny zajmujący się zaburzeniami odżywiania.

Zdecydowałaś się?

S: Po głodówkach rzucałam się na jedzenie i nie byłam w stanie wytrzymać uczucia głodu. Miałam też objawy bulimii, co stało się pretekstem, aby pójść do szpitala. Przechodząc konsultacje i wywiady kwalifikacyjne, przyznałam się tylko do bulimii. Miałam wówczas nadzieję, że zamknięta w szpitalu będę mogła jeszcze bardziej schudnąć.

Na czym polegała terapia szpitalna?

S: Było nas osiem dziewczyn. Zajęcia trwały codziennie od godziny 9 do 13, cała terapia trwała przez trzy miesiące. Pracowało z nami dwóch terapeutów, psychiatra i praktykanci. Zajęcia obejmowały między innymi psychoedukację, która służyła zrozumieniu podstawowych emocji, psychotaniec, który uczył czytania sygnałów płynących z ciała, psychodietetykę oraz psychorysunek. To była bardzo intensywna praca, która wymagała otwarcia się przed nowo poznanymi osobami.

Jak czułaś się, pracując nad tak prywatną, trudną sferą w większej grupie?

S: Bardzo dobrze, ponieważ mogłyśmy utożsamiać się ze sobą oraz konfrontować nasze perspektywy. Jeśli jednej z nas coś się udawało, mobilizowało to inne. Wymieniałyśmy się doświadczeniami i rozmawiałyśmy o nich, co moim zdaniem przyspieszyło proces zdrowienia. Pobyt w szpitalu naprawił nie tylko moje relacje z jedzeniem, ale też z ludźmi. Mało rozmawialiśmy na temat samego jedzenia, większą uwagę poświęcaliśmy konkretnym doświadczeniom, przeżyciom. Poznałam swoje mechanizmy, które dziś pozwalają mi mówić o zaburzeniach z dystansem. Przeanalizowałam, jak pewne doświadczenia przełożyły się na mój stosunek do jedzenia.

Czy pamiętasz schematy, sposoby myślenia, które pojawiały się w Twojej głowie jeszcze przed terapią? Jak radzisz sobie z nimi teraz?

S: Myślałam, że nie jestem idealna, choć powinnam. Wydawało mi się, że dopiero gdy osiągnę ideał, moje życie się zmieni – zasłużę na miłość i szczęście. Terapia nauczyła mnie inaczej patrzeć na ukryte motywy, które objawiały się pod postacią bulimii czy anoreksji. Kiedy dziś jem coś w ukryciu przed moim chłopakiem, biorę krok w tył i zastanawiam się, czego jeszcze mogę się przed nim wstydzić. Zrozumiałam też, że mogę pozwolić sobie na jedzenie dla przyjemności.

Moje objawy nie zniknęły jednak z dnia na dzień, zaraz po wyjściu ze szpitala moja anoreksja zamieniła się w bulimię. Strach przed otyłością, byciem nieidealną nadal tkwi we mnie. Do dziś, gdy zobaczę na wadze mniej kilogramów, czuję się silna, wszechmocna. Terapia nauczyła mnie jednak ufać ludziom. Pod wpływem moich doświadczeń byłam przekonana, że świat jest złym miejscem, w którym inni chcą mnie wykorzystać. Nie wierzyłam, że mogę być lubiana za to, kim jestem. To się zmieniło.

Jak ewoluował Twój stosunek do własnego ciała?

S: Moje ciało wciąż jest dla mnie polem do pracy. Ciężko mi o nim myśleć w kategoriach czegoś użytecznego. Nie jestem z nim jeszcze w harmonii, natomiast potrafię zauważyć jego pozytywne aspekty, jak na przykład to, że daje mi ono możliwość doświadczania siły, zdrowia płynących z treningu. Choć chciałabym je poprawić, nie mam motywacji do tego, aby ćwiczyć czy na powrót się głodzić. To dla mnie oznaka pewnej akceptacji, którą uzyskałam po wielu latach.

Praca nad ciałem to jedno, z drugiej strony pozostaje budowanie własnej wartości.

S: Moja wystrzeliła w kosmos. Przed terapią wydawało mi się, że nie ma we mnie nic dobrego. Długo wypracowywałam w sobie poczucie, że nawet bez dobrych ocen, kariery, chudości, piękna moje wnętrze nadal jest bogate, ciekawe. Że mam dużo do zaoferowania, jestem potrzebna. Sprawiło to, że zaczęłam szczerze i odważnie wchodzić w nowe relacje z ludźmi.