Zaburzenia odżywiania nie zawsze występują pojedynczo, często towarzyszą im także inne zaburzenia. W poniższym wywiadzie przeczytacie historię o bulimii i towarzyszącym jej uzależnieniu od alkoholu. Ten temat jest mi niezwykle bliski, ponieważ miałam okazję pracować na oddziale uzależnień i zaburzeń współwystępujących.
Bohaterką wywiadu jest Ela – przez lata borykająca się z bulimią i uzależnieniem. Jej historia pokazuje, że po latach życia w nałogu i zaburzeniach odżywiania, można wyjść na prostą. I że nigdy nie jest za późno na wyzdrowienie i że jeśli coś nie wychodzi od razu, to nie znaczy, że nigdy nie wyjdzie.
Ela: Wszystko rozpoczęło się, kiedy byłam w pierwszej klasie liceum. Weszłam w zupełnie nowe środowisko, pojawił się u mnie lęk przed tym, że nie będę akceptowana, w dodatku w domu było dosyć dużo napięć, a moje rodzeństwo wyjechało na studia i zostałam z tym wszystkim sama. Zaczęłam przenosić uwagę na swoją figurę – oglądałam zdjęcia z wakacji i zaczęłam widzieć swoje ciało jako duże i nieładne, co z biegiem czasu uważam za nieprawdziwe – miałam zupełnie prawidłową wagę. Zaangażowałam się w sport, zredukowałam kalorie do minimum – jadłam przesadnie zdrowo, minimalizowałam tłuszcze, nagradzałam się jedzeniem, karałam jego brakiem…
Ela: Poznałam przyjaciółkę, która chorowała na zaburzenia odżywiania – opowiadała mi o swoim epizodzie bulimicznym. Ona przedstawiła to jako tragedię, a mi w głowie zapaliła się lampka – pomyślałam, że to idealny sposób na to, abym mogła jeść ile zapragnę i kontrolować masę ciała.
Ela: Nie, dalej intensywnie ćwiczyłam – doszło do tego, że kradłam rodzicom pieniądze na karnety, aby dalej trenować, miałam już znaczną niedowagę, ale wciąż myślałam, że jestem za gruba. Jedzenie było nagrodą. Wymiotowałam tyle, ile mogłam… Ukrywałam w pokoju pojemniki z wymiotami, żeby pozbyć się jak najwięcej…
Ela: Alkohol miał pomóc mi z napięciami… Podczas wakacji, między pierwszą a drugą klasą liceum przeżyłam sytuację, która była dla mnie traumatyczna. Wtedy poczułam, jak wielką ulgę przynosi mi alkohol w regulowaniu emocji, które wówczas przeżywałam. Alkohol pomagał mi czuć spokój oraz darzyć ludzi zaufaniem, co było problemem na trzeźwo… Dodatkowo nasiliły się epizody bulimii, zaczęłam jeszcze więcej biegać.
Ela: Nie było kolorowo. Pierwsze co, to po powrocie z wakacji rodzice znaleźli pozostawione wymioty i wywiązała się z tego ogromna kłótnia. Irytowało mnie, kiedy mama próbowała ze mną rozmawiać. Tata też wzmacniał mnie w utwierdzeniu, że ciało i sylwetka są ważnymi elementami życia – był krytyczny wobec figury mamy. Jedzenie i wymiotowanie było przez cały czas obecne, miałam słabe wyniki w nauce. Na wyjazdach szkolnych upijałam się do nieprzytomności… Do nauki zmotywowało mnie to, że bardzo chciałam wyjechać na studia, dużo się uczyłam. To jednak nie sprawiło, że moje zaburzenia się zmniejszyły – dalej wymiotowałam, zaczęłam pić wieczorem piwo “dla rozluźnienia”. I wtedy pojawiła się kolejna trudność… nie mogłam zrozumieć dlaczego nie czułam nic do chłopaków.
Ela: Znalazłam portal dla kobiet – tam uświadomiłam sobie, że lepiej się czuję z kobietami i odkryłam, że jestem lesbijką. To spowodowało, że zaczęłam odczuwać lęk i wstyd związany z moją orientacją.
Gdy dostałam się na wymarzone studia, na początku wszystko było “świetnie” – wymiotowałam kilka razy dziennie, alkohol dalej mi towarzyszył. Prowadziłam też drugie życie – spotykałam się z dziewczynami w ukryciu, przeżyłam intensywną, aczkolwiek toksyczną miłość. To wszystko nie mogło obejść się bez konsekwencji – zaczęłam zawalać studia i nie było szans bym poprawiła oceny. Wtedy wróciłam do domu rodzinnego. I dalej piłam.
Rodzice wysłali mnie na terapię uzależnień gdy miałam 21 lat – ale ja nie miałam motywacji, byłam w fazie zaprzeczenia – myślałam, że “nie jest ze mną jeszcze aż tak źle” i zaczęłam łamać abstynencję. I tak dalej żyłam… Pracowałam, traciłam prace bo kradłam lub piłam w jej trakcie. Później rodzice nie potrafili ze mną wytrzymać, wyprowadzili się. Zamieszkała ze mną koleżanka, która próbowała leczyć mnie marihuaną z picia, co oczywiście nie pomogło. Generalnie z domu zrobiłyśmy melinę. Bulimia trwała w najlepsze, przestałam też uprawiać sport. Kradłam coraz więcej, również w pracy. Przeprowadziłam się, picie stało się na chwilę bardziej towarzyskie. Wpadłam w wir pracy, zaczęłam brać narkotyki, dopalacze – przez co nie czułam łaknienia, co bardziej wzmacniało moje zaburzenia odżywiania. W pracy radziłam sobie świetnie, chciałam udowodnić w domu, że pomimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, potrafię odnieść sukces – byłam najlepsza w Polsce w swojej działce. Piłam nawet w pracy. Przełom nastąpił, kiedy z dnia na dzień przenieśli mnie do innego oddziału…
Okazało się, że moje picie nie było takie ukryte, panie sprzątające znajdowały butelki po alkoholu i poinformowały o tym moje szefostwo. Nie zostałam zwolniona tylko i wyłącznie ze względu na osiągane przeze mnie wyniki sprzedażowe. Moją zgubą okazała się być ogromna transakcja, dzięki której zarobiłam ogromne pieniądze. To w połączeniu z poczuciem odrzucenia i kolejnej porażki związanej z przeniesieniem doprowadziło mnie do potwornego dla mojej psychiki i ciała ciągów: bulimicznego, alkoholowego i narkotykowego. Kiedy już zorientowałam się, że sobie nie poradzę – poprosiłam tatę, by zawiózł mnie na terapię.
Kilkakrotnie byłam w prywatnych ośrodkach – gdzie nie nastąpiła poprawa. Potwornie się miotałam. Finalnie udało mi się trafić na roczną terapię w ośrodku finansowanym przez NFZ. Tam zaczęłam uczyć się żyć bez używek – niestety bulimia, mimo prób, została ze mną. Myślę, że był to jeden z głównych czynników, które uniemożliwiły mi utrzymanie trzeźwości po zakończeniu terapii – po kilku miesiącach wróciłam do czynnego nałogu.
Nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez zaburzeń odżywiania, chciałam chronić swoją bulimię – odcinała mnie od rzeczywistości w mniej destruktywny sposób niż alkohol, bo panowałam nad swoim zachowaniem. Niemożność poradzenia sobie z bulimią powodowała, że wracałam do alkoholu – nienawidziłam przez to siebie. Kiedy spędziłam rok w ośrodku uzależnień, byłam pełna nadziei, że sobie poradzę ze wszystkim, choć bulimia trwała… na trzeźwo nie potrafiłam radzić sobie z napięciem, nie potrafiłam żyć… tak też wróciłam do picia. W dodatku nie podobałam się sobie – przestałam chudnąć, byłam spuchnięta.
Dalej przebywałam w różnych ośrodkach leczenia uzależnień. Z jednego wyrzucili mnie, bo wymiotowałam. Z kolejnych dlatego, że łamałam w nich abstynencję. Historia się powtarzała, przebywałam w ośrodkach, łamałam abstynencję, bulimia dalej trwała… Rodzina nie chciała mnie znać.
Ela: 2 lata temu poznałam dziewczynę i przeraziłam się, że wiecznie tracę ważne dla mnie składniki życia – zaczęłam podejmować próby utrzymania abstynencji… Bulimia dalej trwała, miałam w sobie dużo napięcia i po jakimś czasie znowu zaczęłam pić, ale już zatliła się we mnie ta nadzieja – że umiem sama, poza ośrodkiem, żyć na trzeźwo. Wtedy zdecydowałam się na zmianę terapeuty indywidualnego i rozpoczęcie pracy nad programem. Dotychczas wydawało mi się, że może uda mi się wyjść z zaburzeń i nałogu w jakiś inny sposób niż pokazują to doświadczenia dziesiątek ludzi. Podjęłam decyzję o bezwzględnej uczciwości, znalazłam sponsorkę i zaczęłam pisać dwunastokrokowy program Anonimowych Narkomanów, decyzję o uczciwości zaczęłam przekuwać na dzielenie się swoimi najgorszymi lękami i tajemnicami z przyjaciółką, sponsorką i terapeutką. Zaczęłam wykazywać prawdziwą wolę wyjścia z nałogów. Obecnie jestem trzeźwa od dziewięciu miesięcy. Na początku tej drogi wydawało mi się, że wystarczy, że przestanę pić.
Nie umiałam sobie wyobrazić życia bez bulimii, ale zaczęłam ten lęk wyrażać na głos w bezpiecznych dla mnie warunkach. Już w czasie pisania pierwszego kroku zrozumiałam, że aby zacząć żyć i cieszyć się życiem będę musiała zrezygnować również z ukrywania się z jedzeniem i wymiotowaniem – będę musiała się pozbyć tajemnic, które budowały we mnie potężne napięcie. Zintensyfikowałam swoje treningi biegowe, ale nie po to, żeby schudnąć, ale po to, żeby w inny sposób zacząć sobie radzić z tym, z czym dotychczas w ogóle sobie nie radziłam – ciągłym napięciem. Zredukowałam ilość wymiotów. Znalazłam sobie cel – zaczęłam trenować do maratonu. Chciałam go tylko przebiec, a zajęłam drugie miejsce. Ja! Która myślałam, że w życiu, które przegrałam, nie czekają mnie już żadne sukcesy. To drugie miejsce pokazało mi ile jeszcze przede mną. Zrezygnowałam całkowicie z zachowań bulimicznych. Czasem myślę sobie o jakimś cudzie – ale to nie było dzieło przypadku. To był efekt pracy jaką włożyłam w to, aby w swoim życiu zacząć stosować otwartość umysłu, uczciwość i dobrą wolę.
Ela: Z alkoholu można całkowicie zrezygnować, z jedzenia nie… Jedzenie jest paliwem, czymś co pozwala mojemu organizmowi funkcjonować a obecnie rownież osiągać kolejne sukcesy sportowe i rozwijać swoją pasję.
Ela: Zdecydowanie tak… Są regulatorami nastroju, w dodatku dużo osób, które spotkałam na drodze swojego leczenia również boryka się z problemami z odżywianiem. Plus to, że pewne strategie z terapii uzależnień są przydatne jeśli chodzi o napadowe objadanie się i wymiotowanie.
Ela: Dla mnie skuteczną metodą jest metoda 24 godzin – skupienie się na celu krótkotrwałym, nie zadręczanie się tym co będzie za tydzień, miesiąc, 20 lat. Skupienie się na tym, na co obecnie mam wpływ, czyli 24 godzinach: “dzisiaj nie zwymiotuję, dzisiaj się nie napiję, dzisiaj postaram się być dobra dla siebie i innych”. Jeżeli miałabym udzielić komuś, kto boryka się z problemami krzyżowo, to poleciłabym w pierwszej kolejności odstawienie substancji psychoaktywnych. Uważam też, że ważne jest aby postawić sobie w życiu cel – poświęconą dotychczas na nałogi i zaburzenia uwagę skupić na czymś konstruktywnym – biegać, uczyć się grać na pianinie, śpiewać, podróżować – zacząć czymś żyć! Trzeba zacząć robić coś fantastycznego co sprawi, że uznasz, że warto, że ta cała zniszczona przeszłość to nie Twoja wina- to nałóg, choroba, a Ciebie stać na coś więcej niż ciągłe upadki, płacz, straty i nieustający lęk. Przyznając, że straciłam kontrolę nad własnym życiem, rozpoczynając ciężką pracę nad sobą, stopniowo odbudowuję siebie we wszystkich życiowych rolach. Moje życie jest piękne, nawet najgorsze dni na trzeźwo są lepsze niż te, w które wymiotowałam i piłam wmawiając sobie, że właśnie to daje mi wolność. Czasami trzeba upaść na samo dno, żeby odnaleźć siebie – truizm – ale podpisuję się pod nim każdą swoją cząstką.
Absolwentka psychologii klinicznej we wrocławskiej filii Uniwersytetu SWPS. Z nowoczesnego biura w korporacji przeniosła się do publicznego ośrodka leczenia uzależnień, gdzie na nowo odkryła swoje zamiłowanie do psychologii klinicznej. Wcześniej zdobywała doświadczenie na oddziale psychiatrii dziecięcej, w warsztacie terapii zajęciowej i w domu dziecka. Pasjonatka jogi i biegania, która nigdy nie odmówi dobrej kawy.