O nieistniejących ideałach i roli filozofii w relacjach z ciałem.
„Doskonałe ciało to fantazja”. O kształtowanych kulturowo normach rozmawiamy z filozofem Tomaszem Stawiszyńskim
Jaką funkcję pełni w filozoficznym namyśle ciało?
Zachodnia filozofia jest u podstaw dualistyczna – oddziela od siebie sferę duchową i cielesną. Tradycja ta sięga antyku. Za głównego „winowajcę” uznaje się Platona, który jako pierwszy tak głęboko i konsekwentnie dokonał tego fundamentalnego podziału na sferę idei, czyli doskonałą rzeczywistość o charakterze metafizycznym i duchowym oraz poślednią i niedoskonałą sferę fizyczną. Myślenie to bardzo mocno odezwało się później w chrześcijaństwie – którego metafizyka ma zasadniczo greckie korzenie – stawiające nieśmiertelną duszę ponad słabym i ulotnym ciałem. Dzieła dopełnił Kartezjusz, który radykalnie rozdzielił te dwa obszary doświadczenia, czyniąc z nich ontologicznie różne wymiary. Chcąc nie chcąc, jako mieszkanki i mieszkańcy zachodniej kultury, jesteśmy kształtowani przez tę perspektywę.
Tymczasem, jak pokazuje współczesna nauka i wiele innych kultur, jesteśmy psychofizyczną jednością, w której granice między ciałem a rozumem nie są wcale stałe i oczywiste. Niestety wielkie idee i narracje nie ograniczały się nigdy do rozważań teoretyków. Przenikały do społecznej wyobraźni i naszego sposobu doświadczania ciała. Konsekwencją tego wciąż pokutującego dualizmu jest wizja, w której doskonały człowiek to bezcielesny, racjonalny i samostwarzający się podmiot. Podmiot, który może w pełni podporządkować sobie niedoskonałe ciało. Ten zradykalizowany dualizm jest szczególnie wpływowy dziś, w dobie mediów społecznościowych.
Definicja doskonałego ciała zmieniała się na przestrzeni stuleci. Weźmy na przykład rubensowskie kształty, które weszły do barokowego kanonu albo ideał supermodelki z lat 90. W jaki sposób kreowane są takie kanony?
Kanon tworzy szereg mniej lub bardziej uświadomionych czy intencjonalnych sił, które kształtują nasze doświadczenie siebie. Kultura, czyli splot przekonań, idei, interesów, relacji władzy i szeregu aspektów, współtworzących naszą rzeczywistość, jest fundamentalnym środowiskiem, w którym ten proces przebiega. To ona nadaje znaczenia i sensy, które przyswajamy w toku wychowania. Dominujące narracje kreują również naszą relację z ciałem i cielesnością.
Najbardziej wpływową współcześnie siłą kształtującą naszą kulturową rzeczywistość jest kapitalizm. To system, którego istnienie zależy od naszej pracy, a więc również naszych ciał i ich produktywności. Aby kapitalizm mógł z nich korzystać, musi nas stale przekonywać, że kreowana przez niego rzeczywistość jest jedyną właściwą i naturalną. To kluczowy pryzmat patrzenia na świat i obowiązujące kanony.
Przykładem wpływu kapitalistycznej optyki może być stosunek do melancholii i depresji, który w ogromnym stopniu formowany jest przez wymóg produktywności, będący głównym napędem kapitalizmu. „Zdrowy” czy „normalny” człowiek, to ten, który wykonuje swoją pracę, bez względu na wszystko. Gdy więc przychodzi nam się zmierzyć z czymś, co utrudnia nam wykonywanie tych obowiązków, jak doświadczenie straty, poczucie bezsilności czy smutku, zostajemy zaklasyfikowani jako „nieudolni” czy „leniwi”. Aby tego uniknąć, zaczynamy tłumić tego typu doświadczenia i je wypierać. Dodajmy do tego zawężający się wachlarz akceptowalnych społecznie sposobów radzenia sobie z tymi emocjami, a otrzymamy toksyczną mieszankę. Z ciałem i cielesnością jest podobnie. Dlatego tak ważne jest dostrzeżenie umowności proponowanych kanonów, które powstały w zgodzie z interesem systemu rynkowego.
Jaki jest kapitalistyczny ideał ciała?
Ideał człowieka w dobie kapitalizmu jest ściśle związany z narracją indywidualistyczną, w której jednostka jest kowalem własnego losu – to ona odpowiada za własne sukcesy i porażki. Jest spójnym podmiotem, który podejmuje racjonalne decyzje (choć ideał ten podważa już nawet sama ekonomia). Człowiek ery kapitalizmu to zatem ciało pracujące, które nigdy się nie męczy i bezustannie się udoskonala.
Z drugiej strony kapitalizm bezustannie dzieli nasze ciała na niedoskonałe części, które możemy „ulepszyć” z pomocą odpowiednich produktów czy usług. To system, który doskonale wykorzystuje przyrodzone nam pęknięcia i niedoskonałości, wyolbrzymiając i wytykając je tak, by następnie sprzedać nam fantazję, że mogą one zostać przekroczone, oczywiście z pomocą odpowiedniego kremu, diety czy operacji plastycznej. Kapitalizm, za pośrednictwem, m.in. reklamy, gra na naszych najbardziej podstawowych pragnieniach, lękach czy namiętnościach, jak potrzeba bliskości, popęd seksualny czy lęk przed przemijaniem.
Kiedy historycznie rodzi się ten kanon?
Każda epoka ma swój kanon, dla współczesności momentem przełomowym jest połowa XX wieku. Ogromy wpływ na wyłonienie się nowej wizji świata miało doświadczenie obu wojen światowych. Skala i masowość przemocy przerosła ludzkie pojęcie. Zamiast zmierzyć się z tą mroczną stroną ludzkiej natury, uciekliśmy w fantazję rozwoju i samodoskonalenia się. Na to nałożył się czas gwałtownej ekspansji kapitalizmu, który objął wszystkie dziedziny naszego życia, rozwój technologiczny oraz narodziny kultury obrazu – początkowo fotografii, później kina i telewizji, a dalej internetu i mediów społecznościowych. Proces zwieńczyły zjawiska później nowoczesności, jak upadek wielkich narracji i przemiany społeczne, na czele z większą mobilnością, atomizacją społeczną i epidemią samotności.
To właśnie poczucie przejmującej samotności, w której nie czuwają już nad nami bogowie czy przodkowie, a my sami jesteśmy za siebie odpowiedzialni, skutkuje kulturowym wyparciem przemijalności i śmierci. To ukrycie dokarmia z kolei fantazję nieśmiertelności i kult wiecznej młodości, których przejawami jest rozwój kultury fitness, medycy estetycznej i nowy kanon piękna. Wszystkie te procesy pogłębiają dysonans między wyobrażeniem ciała a jego realnym doświadczaniem. Media społecznościowe, które zaczęły ekspandować dekadę temu, tylko to zintensyfikowały.
Jak budować zdrową relację z ciałem?
Pierwszym krokiem powinno być chyba zrozumienie, że wpajane nam ideały nie istnieją. Gdy zrozumiemy, że jest to jedynie fantazja, na dodatek skonstruowana w określonym celu, być może łatwiej przyjdzie nam zaakceptować własne ciało i jego niedoskonałości. W świecie niedoścignionych ideałów przyjęcie własnego ciała, takim jakie jest, to rewolucyjny krok. To najlepsze podwaliny do dalszego działania.
Ważnym wsparciem w tym procesie powinna być edukacja. Usieciowienie rzeczywistości będzie jedynie postępować, dlatego tak ważne jest, byśmy umieli poruszać się w tej rzeczywistości i umieli nabrać do niej dystansu. Aby móc to zrobić, konieczne jest budowanie bliskiej relacji z własnym ciałem i poczucie własnej wartości poza wirtualną rzeczywistością.
Przestrzenią namysłu może być również sztuka. Artyści przekładają na język sztuki nasze pragnienia i lęki, dzięki czemu łatwiej jest nam się z nimi zmierzyć. Myślę, że literatura jest szczególnie dobrym terenem do tej konfrontacji. Gdy uświadomimy sobie, że to, co czujemy jest również częścią doświadczenia innych ludzi, być może poczujemy się trochę mniej samotni. Warto więc czytać książki, zwłaszcza wielkie, klasyczne powieści, bo to bezcenna skarbnica realistycznej, a nie wydumanej psychologicznej wiedzy.
W jakim „momencie postrzegania ciała” jesteśmy?
To moment głębokiej zmiany. Warto zwrócić tu uwagę na dwa procesy. Pierwszym z nich jest ekspansja mediów społecznościowych i form obrazowych. W świecie smartfonów nasza dualistyczna wizja siebie rozpada się na kolejną część, czyli awatar. Technologia daje nam wciąż nowe narzędzia do kreowania i przekształcania naszego awatara, bez konieczności oglądania się na nasze „nieplastyczne” ciało. Jesteśmy my tu i my tam – w sieci. Kolejne badania potwierdzają, że kontrast ten ma ogromny wpływ na samoocenę i poczucie własnej wartości młodych ludzi, co przekłada się na wzrost wskaźników depresji, zaburzeń lękowych, różnych form dysforii i samobójstw. Szczególnie narażone są na to osoby, które nie wpisują się w restrykcyjne kanony normy oraz młodzież w okresie dojrzewania.
Drugim kluczowym procesem jest rozwój narracji, które starają się na nowo spoić naszą wizję siebie. Na przekór dominującemu kanonowi nie tylko postulują pokazywanie naszych niedoskonałości, ale również ich normalizację. Przykładem mogą być ruchy nowolewicowe i/albo ciałopozytywne, które ujawniają fałszywość ideału ciała i zwracają uwagę na wpływy, kształtujące nasze doświadczenie ciała. Choć ruchy te robią wiele dobrego, muszą być jednak czynione z wielką ostrożnością. Zbyt często zdarza się im powtarzać błędy dominującej wizji, przez co są szybko wchłaniane przez kapitalistyczną narrację. Doprowadzone do ostateczności, ogłaszają ciało konstruktem wyłącznie społecznym i kulturowym, ponownie czyniąc je przeźroczystym. Stąd coraz częstsze konflikty na linii między zwolennikami tej teorii a naukowcami, którzy przypominają, że nasze ciało w dużej mierze warunkowane przez otrzymany przez nas zestaw genów i środowisko, a nie nas samych czy kulturę. Wbrew indywidualistycznej narracji, rządzi nami także biologia, z którą możemy próbować się ułożyć, ale wobec której mamy ograniczone możliwości ingerencji i zmiany.
Jaka jest przyszłość ciała?
Na pewno czeka nas dalsza ekspansja sieci, a wraz z nią intensyfikacja zjawisk, o których mówiliśmy. Rozwój technologii będzie sprzyjał dalszym modyfikacjom ciała, a także tworzeniu form hybrydowych między ciałem a awatarem. Nie muszą to być procesy jednoznacznie negatywne. Rozwój wirtualnej rzeczywistości ma olbrzymi potencjał demokratyczny. To również ważna przestrzeń tworzenia się społeczności, uzyskiwania pomocy i wsparcia. Mam jednak wrażenie, że aby w pełni wykorzystać ten potencjał, musimy zdawać sobie sprawę z zagrożeń, a do tego konieczny jest moment otrząśnięcia się z fantazji o ponadczasowości nieśmiertelności awatarów.
Nasz mózg nie został zaprojektowany przez ewolucję do istnienia w świecie wirtualnym – jest kompletnie analogowy i głęboko osadzony w świecie zmysłowym. Dlatego w relacji prawdziwym człowiekiem uruchamiają się ośrodki w naszym mózgu odpowiedzialne za empatię i współodczuwanie. Tymczasem w kontakcie z wirtualnym, dwuwymiarowym awatarem na naszym ekranie tak się nie dzieje, co przekłada się na poziom komunikacji w sieci.
Czego o relacji z naszym ciałem może nauczyć nas filozofia?
Kłopotem współczesnej filozofii jest to, że stała się dyscypliną bardzo hermetyczną, zarezerwowaną dla ośrodków akademickich, która wszystkie swoje siły skupia na zaawansowanej analizie dyskursów, odklejając się tym samym od tego, co codzienne, namacalne, bliskie życiu. Nie brakuje ruchów, które chcą „przywrócić” filozofię społeczeństwu. Przykładem może być nowy realizm Maurizio Ferarrisa, który postuluje „odbudowanie” zdekonstruowanej przez postmodernistów rzeczywistości.
Filozofia jako metajęzyk rzeczywistości oferuje ważną dla naszego tematu perspektywę, w której łatwiej jest dostrzec konstruktywizm i umowność procesów, zjawisk czy normy, które z wewnątrz mogą wydawać się zupełnie naturalne. Filozofia przypomina nam, że mało jest rzeczy oczywistych i niepodważalnych. A skoro mamy do czynienia z konstruktami, to możemy je podważać i zmieniać, tak by lepiej odpowiadały rzeczywistości. Filozofia przypomina również o wartości racjonalnej rozmowy, a także potrzebie podejmowanie tematów fundamentalnych, zbyt często uznawanych za banalne, takich jak sens życia. I media społecznościowe mogą być przestrzenią takiej dyskusji. Musimy tylko na nowo nauczyć się rozmawiać.
Filozof, eseista, w radiu TOK FM prowadzi m.in. „Godzinę filozofów”, „Kwadrans filozofa” oraz – wraz z Cvetą Dimitrovą – podcast „Nasze wewnętrzne konflikty”, autor m.in. książek „Potyczki z Freudem” (PWN 2013), „Co robić przed końcem świat” (Agora 2021) oraz „Ucieczka od bezradności” (która ukazała się 15 września 2021 roku nakładem wydawctwa Znak Literanova”), twórca internetowego podcastu „Skądinąd”.
Kulturoznawczyni, dziennikarka i redaktorka Vogue.pl. Najchętniej pisze o sztuce i ważnych społecznie tematach. Na polu naukowym bada splot muzyki ze światem biznesu. Miłośniczka elektronicznych brzmień, dobrej kawy i kultury kanadyjskiej.