Pułapka nieustannych ćwiczeń i nadmiernej kontroli wyglądu
Rodzimy się inni od siebie. Otrzymujemy swoje unikatowe zestawy genetyczne, przez co mamy różne predyspozycje biologiczne, a nasze ciała stają się unikatowe. I to jest całkiem okej. Jednak odpowiedzmy sobie na kilka pytań.
Kto zostaje w domu, by posprzątać, ugotować obiad i zająć się potomstwem? Kobieta.
Kto przynosi pieniądze, musi być umięśniony i potrafić wykonywać wszelkie robótki ręczne? Mężczyzna.
Dlaczego tak myślimy? Dzięki kulturze oraz ewolucji.
Jako społeczeństwo potęgujemy i pielęgnujemy w sobie te przekonania. Nic złego w tym, że mamy takie tendencyjne myślenie. Gorzej jednak, jeśli będzie ono zero-jedynkowe, a co jeszcze gorsza – zaczniemy je narzucać innym. Odkąd pamiętam żyjemy w dualizmie; kobieta ma być delikatna, mała, urocza, natomiast mężczyzna – dominujący, silny, pracowity. Męskość utożsamia się z postawą odwagi, heroizmu oraz wielkości. To ostatnie słowo ma największą (o, ironio) wagę – wszystkie jego dokonania mierzy się ilościowo. Jest odpowiednio wysoki? Umięśniony? Zarabia mnóstwo pieniędzy? Ma kilkanaście celów w życiu? Czy jego dom ma ileśset m2?
Trudno nie ulec presji ze strony otoczenia, co udowadniają badania (na przestrzeni 30 lat poziom niezadowolenia z ciała wśród mężczyzn wzrósł trzykrotnie).
W podstawówce i gimnazjum dziewczynki miały jeść mniej, żeby nie były przypadkiem “zbyt grube”. Chłopcy za to dostawali na stołówce talerz z sowitą porcją, bo “musieli mieć muskuły i dużo siły”. Liceum to dla dorastających chłopców czas częstych wizyt na siłowni i prężenia swoich mięśni do lustra, ciągłego porównywania, kto i w jakim czasie wzmocnił swoją klatkę, nogi czy plecy. Do tego narzucony kanon wyglądu playboya – przebojowego młodego mężczyzny, który ciągle wszystkiego musi mieć “najwięcej”. Dołóżmy jeszcze modę na dietę typowego bywalca na siłowni – ryż z kurczakiem, proteiny pod wszelką postacią, czasem też i sterydy anaboliczne. Przepis (o, ironio po raz drugi) na zaburzony styl życia – gotowy.
Z takiego podejścia może narodzić się kompulsywność/ obsesyjność. Wyznaczanie ilości i intensywności treningów fizycznych. Rozpisanie ile kalorii którego dnia mogę przyjąć. Jakich produktów unikać, a jakie spożywać, aby tkanka mięśniowa rosła w siłę. Nadgorliwe sprawdzanie swojego odbicia w witrynach sklepowych czy lustrach w domu/na siłowni. Nieodmawianie sobie pójścia na ćwiczenia tylko dlatego, by poprawić swoje “nieperfekcyjne” ciało – nieważne, jak czuję się danego dnia.
Ta niezdrowa relacja z treningami, jedzeniem oraz swoim ciałem może zebrać żniwo w postaci gorszego funkcjonowania na co dzień, np. wycofania się z relacji społecznych czy zaniedbania obowiązków życia osobistego. Skutkuje to także rozwojem zaburzenia, jakim jest bigoreksja.
Bigoreksja (dysmorfia mięśniowa) to zaburzenie o podłożu psychicznym charakteryzujące się nadmiernym myśleniem o wyglądzie masy mięśniowej. Średni wiek inicjacji zachowań bigorektycznych przypada na 19. rok życia. Bigoreksja należy do grupy niespecyficznych zaburzeń odżywiania; w klasyfikacji zaburzeń psychicznych DSM-V zajmuje miejsce jako jeden z podtypów BDD (Body Dysmophorbic Disorder). Potocznie jest również nazywana “kompleksem Adonisa”; nazwę przyjęto od greckiego Boga, Adonisa – symbolu męskości. Choć bigoreksja w głównej mierze dotyka mężczyzn, może również dotyczyć kobiet (stosunek częstotliwości diagnozy u mężczyzn a kobiet wynosi 1:4).
W 1997 roku Psychiatra Harrison Pope wraz ze swoim zespołem nadając nazwę bigoreksji opracował kryteria opisuje jej obraz kliniczny:
Bigoreksja, jak każda inna przypadłość, jest wywołana szeregiem przyczyn, często nakładających się na siebie lub skumulowanych na przestrzeni lat. Do wielu z nich należą:
Osoby borykające się z bigoreksją skrupulatnie kontrolują ilość tkanki tłuszczowej, stosują wszelkie diety czy przyjmują sterydy, by móc jak najlepiej wyeksponować swoje mięśnie. Koncentrują się na ćwiczeniach rzeźbiących ich ciało (np. podnoszenie ciężarów) oraz narzucają na siebie rygor diety. Ponadto, ponad trzykrotnie częściej przeglądają się w lustrze niż osoby niedotknięte bigoreksją. Uważają, że ich ciała są zbyt chude lub mało umięśnione, podczas gdy mogą być one ponadprzeciętnie muskularne. Dla bigorektyków najważniejszym jest, by móc ćwiczyć – bez ćwiczeń czują się ze sobą po prostu źle. Jednak nieustanne ćwiczenia oraz kontrola wyglądu to pułapka bigoreksji.
Opis tego zaburzenia przypomina odwróconą anoreksję; przeważające myśli w bigoreksji to chęć natychmiastowego przyrostu mięśni.
Bigorektycy mają problem ze zrozumieniem, że wygląd ich ciał jest uwarunkowany genetycznie. By przyśpieszyć rozrost tkanki mięśniowej sięgają po sterydy anaboliczne. Niektórzy podejmują także próby wstrzykiwania implantów mięśniowych. Obsesyjne dążenie do wymarzonej sylwetki sprawia, że zaniedbane zostają osobiste sfery życia, np. przestają dbać o relacje z innymi ludźmi lub zaburzają swój rytm dnia. Ich myśli, zbyt zaabsorbowane wyglądem ciała wpływają negatywnie na funkcjonowanie na co dzień. Bywa jednak, że bigorektyk nie dostrzeże swojego problemu. Często tłumaczy, że przecież to dobrze, że zdrowo się odżywia i uprawia sport, dodatkowo np. nie pije nałogowo alkoholu lub nie pali papierosów. Niestety, obsesyjne treningi, katorżnicze diety lub kompulsywne zerkanie w lustro jest równie uzależniające co wyżej wymienione używki.
W pracach Roberto Olivardri (psycholog kliniczny) z 2002 roku znaleźć można doniesienia z badań przeprowadzanych na bigorektykach. Przede wszystkim przynoszą one informacje o współwystępowaniu wraz z bigoreksją innych zaburzeń, np. zaburzeń nastroju. Osoby z dysmorfią mięśniową mają także obniżone poczucie własnej wartości czy zwiększoną kompulsywność. Złożoność bigoreksji oraz możliwe występowanie innych zaburzeń warto omówić podczas psychoterapii. Zaleca się skorzystanie z Terapii Poznawczo- Behawioralnej (CBT), w trakcie której pacjent wraz z terapeutą pochylą się m.in. nad negatywnymi myślami związanymi z ciałem.
Jeżeli zauwazyłaś_eś, że poruszone wyżej objawy pasują do tego, co w tym momencie przeżywasz zastanów się nad sięgnięciem po pomoc. Może to być rozmowa z kimś bliskim o tym, co czujesz, spisanie myśli na papier lub pójście do specjalisty.
Jeśli jesteś osobą dostrzegającą powyższy problem u kogoś innego, w delikatny sposób zainicjuj rozmowę, np. “Martwię się o Ciebie, porozmawiajmy”.
Absolwentka psychologii na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Obecnie pracuje z dziećmi z całościowymi zaburzeniami rozwoju. Taniec i sport są jej największymi pasjami. W wolnych chwilach czyta książki, uprawia jogę, parzy kawę oraz słucha super muzyki. Interesuje ją poszukiwanie wartościowych treści psychologicznych i udostępnianie ich innym.